Z Janem Pawłem II przez Peru

Data dodania: 2012.05.27

Czas kiedy kończą się deszcze i rozpoczyna się pora sucha jest dobrym okresem aby poodwiedzać wioski i miejscowości z tzw. wizytą pastoralną. Postanowiłem więc udać się do miejsc, w których zazwyczaj jestem tylko raz do roku, aby wspólnie z mieszkańcami spotkać się na modlitwie. W tym roku miałem dodatkową motywację: Zanieść do każdej wioski obraz Błogosławionego Jana Pawła II.

Pomysł ten narodził się rok temu podczas uroczystości Beatyfikacyjnej. Będąc na urlopie w Polsce zacząłem rozglądać się za obrazem Jana Pawła II, tym z beatyfikacji. Państwo Borda ofiarowali mi 50 sztuk, abym rozpowszechniał kult i znajomość naszego Wielkiego Rodaka.

Na miejscu oprawiłem obrazy w ramy i rozpocząłem wizyty w wioskach.

Do większości miejscowości dochodzi droga, ale do niektórych trzeba dotrzeć pieszo, lub konno gdy jest daleko. Jedną z najdalej położonych wiosek jest Hatun Sune. Aby do niej dotrzeć trzeba wygospodarować co najmniej 2 dni.

Samochód zostawiłem w miejscowości Tintay Puncu i dalej udałem się pieszo. Na szczęście sołtys wioski wyszedł naprzeciw mnie z koniem, wiedząc że droga jest dość żmudna. Z wysokości 2300 m. n. p. m. gdzie jest gorąco, rosną banany i granadija, trzeba wspiąć się na wysokość 3700 m, gdzie jest naprawdę zimno i dość często pada. Deszcz mnie na szczęście oszczędził, ale z zimnem musiałem walczyć zakładając na siebie wszystko co miałem w plecaku. Mój towarzysz drogi miał ze sobą pewien płyn rozgrzewający - „cania" czyli miejscowy bimber, oraz do żucia liście coqui, który działają pobudzająco. Ja poprzestałem na mojej półtoralitrowej coca coli.

Gdy dotarłem do Hatun Sune późnym popołudniem myślałem, że teraz przynajmniej wyciągnę nogi na ławeczce przy jakimś domu. Okazało się jednak, że czekają mnie dodatkowo 3 śluby i narzeczeni już byli gotowi aby sporządzić konieczne dokumenty. Zdążyłem tylko zjeść jakąś zupę – kolację i zabrałem się do spisywania protokołów.

Na ręce sołtysa przekazałem obraz Jana Pawła II który umieściliśmy w ołtarzu głównym kaplicy.

Uroczystości ślubne zakończyły się około godziny 22. Wtedy wreszcie znalazłem czas na wieczorny brewiarz przy latarce.

Niestety państwo młodzi postarali się o mini orkiestrę co oznaczało dla mnie noc przerywaną muzyką. Dodatkową atrakcją nocną była skrzypiąca huśtawka umieszczona tuż przed moimi drzwiami ;-) Widać dzieci też świętowały razem z rodzicami całą noc. Zastanawiałem się tylko kto wpadł na pomysł, aby przytaszczyć elementy huśtawki aż tak daleko od drogi....

Nazajutrz po porannej Mszy Świętej za zmarłych i poświęceniu cmentarza udałem się w drogę powrotną. Niestety nie udało mi się znaleźć towarzysza drogi gdyż większość była jeszcze ciałem i duchem na uroczystościach ślubnych......

Pożegnawszy się z mieszkańcami ruszyłem w dół do Tintay Puncu by stamtąd już dojechać do Surcubamby.

 

Ks. Krzysztof Pawłowski - Peru

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.